Krawat prosto z szafy szpiega. Raz, dwa, trzy, zwis męski ozdobny patrzy!

Zwis męski ozdobny – teraz już nie tylko męski i nie zawsze ozdobny. To zresztą zaledwie jedno z jego imion, czy wręcz ksywka, i to nadana mu przez władze PRL-u, które chciały zastąpić wszystkie zagraniczne inspiracje nazw jakimiś rodzimymi połamańcami. Czyli krawat to zagraniczny turysta. A może raczej szpieg? 2 czerwca obchodzone było jego święto – chociaż bez niego. Był to Dzień Bez Krawata.

Pół świata mówi na niego tie, drugie pół mówi mu cravate. Tie pochodzi od angielskiego słowa wiązać, ale to od cravate krawat stał się symbolem męskiej elegancji. Kiedy w 1660 roku Ludwik XIV robił przegląd swojej armii, wśród francuskich żołnierzy wypatrzył grupę Chorwatów z zawiązanymi na szyjach chustami, które dostali od swoich kobiet przed wyruszeniem do boju. Kto jak kto, ale taki esteta jak francuski monarcha od razu zachwycił się tak gustownym dodatkiem do mundurów – nazwał bałkańską formację Royal Cravattes i wprowadził krawat na salony.

Elegancki weteran

Krawat wszedł więc do świata mody w brudnych buciorach pola bitwy, ale czy to znaczy, że kiedy wytarł z podeszew bitewny kurz, zapomniał o swojej przeszłości? Nie. Krawat często działa w białych rękawiczkach – jak najlepszy szpieg. Jest wyrafinowany i skuteczny. Elegancki i przebiegły. A bywa też spostrzegawczy – i to dosłownie.

Rzućmy okiem na szpiega. Pomyślicie pewnie, że kamera w krawacie, to domena nowoczesnych agentów i detektywów. W XIX wieku bylibyście więc równie zaskoczeni. Edmund Bloch skonstruował taki gadżet już w 1890 roku.

Ponad wiek fotografii… krawatem

Photo Cravate mieścił się w obudowie o grubości 7 mm, posiadał obiektyw 25 mm i był połączony kabelkiem z gruszką umieszczoną w rękawie. Za pomocą tej gruszki właściciel pstrykał zdjęcie, a czas naciśnięcia przycisku decydował o czasie naświetlania migawki. Taki gadżet pod nazwą Detective Photo Scarf kosztował pod koniec XIX wieku 21 dolarów (czyli jakieś 560 dzisiejszych dolarów). Dziś nie można go już dostać w sklepie detektywistycznym, a raczej w antykwariacie lub wręcz na aukcji, więc i jego wartość trochę wzrosła. Do 14 000 dolarów.

Na szczęście poziom technologiczny też wzrósł i teraz kamerę ukrytą w krawacie możecie znaleźć w naszym sklepie Spy Shop. Mikroobiektyw o średnicy 1 mm nagrywa obraz w bardzo dobrej jakości nawet przy słabym świetle, a niezwykle czuły mikrofon wychwyci nawet szelest. Edmund Bloch byłby zadowolony.

Gadżet Jamesa Bonda? Niekoniecznie, akurat agent 007 nigdy nie korzystał z kamery ukrytej w krawacie – on zresztą raczej woli wysadzać w powietrze niż nagrywać. Co innego prawdziwi szpiedzy czy detektywi, którzy kamery chowają w przeróżnych miejscach. W czasie zimnej wojny sprzęt do nagrywania ukryty w ubraniach (np. w płaszczach) był na porządku dziennym wśród agentów obu stron. Słynny Ryszard Kukliński używał zapalniczki z funkcją aparatu do robienia zdjęć tajnym dokumentom, a agenci Stasi (NRD) potrafili widzieć przez ściany… dzięki mikrokamerom, które zaglądały przez dziury do sąsiednich pokoi.

Moda według szpiegów

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do krawata. O ile popkulturowi szpiedzy nie zawsze wykorzystują go jako swoje trzecie oko, o tyle sam krawat jest nieodłącznym elementem ich wizerunku. Pewien fan filmów o Jamesie Bondzie skrupulatnie wyliczył (wymienił i opisał) wszystkie krawaty, w których szpieg pojawia się od „Dr. No” do „Spectre”. Przez ten czas Bond na ekranie zaprezentował się w 96 różnych krawatach. Można być tym wstrząśniętym, ale raczej nie zmieszanym – w końcu Agent Jej Królewskiej Mości zawsze ubierał się stylowo.

Tymczasem fani filmu „Kingsman” mogą ubrać się nie tylko w krawaty, które pojawiły się na ekranie kin, ale we wszystko, co tylko bohaterowie szpiegowskiego filmu mieli na sobie. Wystarczy zajrzeć do londyńskiego salonu Mr. Porter, który od kilku lat oferuje kolekcję strojów z „Kingsmana”.

Jednak najskuteczniejszy jest szpieg, który nie przebiera się za szpiega. A taki krawat pasuje przecież nie tylko do lakierek, ale i do trampek.

error: Treści są zabezpieczone!