Na prezydenckim trawniku. Tak zakończył się lot drona – a dokładnie kwadrokoptera – kierowanego przez jednego z uczestników pewnej waszyngtońskiej imprezy, który postanowił przelecieć swoim sprzętem nad Białym Domem i rozbił się w prezydenckim ogrodzie. Co prawda, państwa Obama nie było wtedy w USA, jednak były ich córki. Ówczesny prezydent i tak srogo się poirytował na wieść o tym, że każdy z ulicy może w ten sposób wtargnąć na teren jednej z najlepiej strzeżonej posesji świata. W dodatku, pilot miał wybitnego pecha, bo ten – wydawać by się mogło – chwilowy niedostatek sprawnego myślenia to jakiś błahy incydent – a tymczasem w Stanach to przestępstwo federalne.
Nie taki ptak wolny
Odkąd drony są stałym punktem krajobrazu zdarzyło się już całkiem sporo takich incydentów. Niedawno funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu zatrzymali człowieka, który latał kwadrokopterem nad samym Belwederem. Okazało się, że był to turysta z Łotwy, który razem z dwiema Rosjankami siedział w pobliskim parku. Cała sprawa dotarła nawet do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Jednak nie chodzi jedynie o bezpieczeństwo głów państw, a o bezpieczeństwo zwykłych ludzi. Przypomina mi się sytuacja, kiedy okazało się, jak ważne jest zabezpieczanie lotnisk przed dronami – kwadrokopter latał nad Lotniskiem Chopina w Warszawie, czym przeszkodził w lądowaniu samolotu Lufthansy i wpłynął na lądowanie dwudziestu kolejnych samolotów. Operator szybko został złapany.
Jak sobie radzić z dronami?
W tym momencie powinien pojawić się Clint Eastwood ze strzelbą, który z fajką w ustach broni swojej posesji przed natarczywym, latającym podglądaczem, po czym strzela do niego śrutem. W polskich warunkach może to trochę groteskowe, ale w USA takie sytuacje się zdarzały…
Pomysłów jest zresztą sporo – Boeing testował system, który miałby za pomocą radaru namierzać delikwenta i zestrzeliwać go wiązką laserową. Lotniskom proponowano za to wyposażenie się w stado dronów, które pilnowałyby okolicy i nieproszonego gościa łapałyby… w sieć. Dosłownie.
Jednak coraz popularniejsze stają się zagłuszacze dronów i jeśli miałbym wybierać, to właśnie z takiej metody bym skorzystał.
Jak działają zagłuszacze?
Jeden z najlepszych na rynku – Defender Zoro DZ-B1 – w promieniu 2 km namierza drona, który znalazł się nad prywatnym terenem, zagłusza jego pracę nie uszkadzając urządzenia i bezpiecznie sprowadza go na ziemię. Zagłuszacz działa w częstotliwościach w zakresie od 2,4 GHz do 5,8 GHz. Korzystają z niego nie tylko najlepiej chronione miejsca publiczne – od siedzib policji, przez lotniska, po obiekty wojskowe, ale też zwykli klienci, którzy chcą bronić swojej prywatności.
Drugim przykładem doskonałego zagłuszacza jest potężny Defender Zoro DZ-01 Pro, który wyłapuje drony w promieniu 5 km i również sprowadza je na ziemię, umożliwiając podgląd całej akcji na ekranie. Podobnie, jak jego wyżej opisany brat, dba o prywatność i bezpieczeństwo lotnisk, budynków rządowych, wojskowych czy nawet służb granicznych. Jest też dostępny dla klientów prywatnych.
Polska podzielona na strefy
Dron to nie zabawka. Mimo tego, że każdego roku tysiące z nich dostajemy w prezentach na urodziny lub na święta. Mogą szpiegować, przenosić broń, a przy odrobinie pecha też zaliczyć poważną kraksę, która może spowodować czyjąś śmierć. Dlatego w Polsce zostało wprowadzonych kilka stref, które określają jakie pozwolenia są potrzebne, żeby polatać sobie dronem. Najwygodniej jest w strefie G – tam nie potrzebujemy żadnej zgody na latanie – bierzemy drona i cała przestrzeń nasza. No właśnie, przestrzeń to słowo klucz – są to tereny niezabudowane, z dala od miast, wsi, ludzi. Można więc bezpiecznie latać. Im bliżej strefy A, tym więcej restrykcji się pojawia.
W miastach powyżej 25 tys. mieszkańców latanie dronem jest uwarunkowane pozwoleniami i często też zgodą samych władz miasta. Jeśli jednak jakiś dron zawieruszy się nad naszą posesją, warto mieć pod ręką zagłuszacz dronów, który przypomni mu, że – jak powiedział Alexis de Tocqueville – „wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka”.
Wygląda na to, że jest coraz więcej osób, które czują, że ich prywatność jest atakowana przez drony. Zagłuszacze dronów to bardzo szybko rozwijająca się branża w Polsce
To jest skarb, dla osób, które chcą powstrzymać latające wokół ich domów drony!
Ja póki co nie muszę bać się raczej śledzenia przez drony, dla mnie bardziej realistycznym i większym zagrożeniem jest monitorowanie komputera przez wrogów. Teraz pewnie Biały Dom używa jakiejś technologii zagłuszania dronów. 🙂 🙂
Przypadkowo natknąłem się na ten wątek tutaj i chciałem wspomnieć, że urządzenia te stają się coraz bardziej powszechne.
Widziałem te zagłuszacze dronów wcześniej, jeśli przejrzymy wyszukiwarkę to śledzenie za pomocą dronów jest dziś bardzo niepokojące…
cześć! Potwierdzam, że zagłuszacz Defender Zoro DZ-B1 pozwala namierzyć drona w pobliżu 2 kilometrów
Czy to jest nadal w sprzedaży, bo artykuł został opublikowany w 2017 roku.
Ten rodzaj zagłuszaczy jest coraz bardziej popularny. Mam wielu znajomych, którzy rozważają kupienie takich urządzeń, jak i innych, aby pozbyć się dronów.
Urządzenia te istnieją od lat, choć nie słyszałam o nich wcześniej. Od czasu do czasu widzę te przelatujące drony w moim mieście, ale nigdy nie pomyślałabym, że mają one na celu śledzenie kogoś