Nie tylko Trójkąt Bermudzki karmił się zaginionymi statkami, ale nie wszystkie te historie są prawdziwe

Trójkąt Bermudzki trójkątem idealnym wcale nie jest, podobnie jak nie jest bezdyskusyjny fakt, że że w tym atlantyckim obszarze wielokrotnie i bez wytłumaczeń ginęły statki.

O ile statystyka potrafi przerazić i częstotliwości zaginięć wpływają na wyobraźnię snującą mroczne historie i łaknącą nierozwiązywalnych tajemnic, o tyle tutaj liczbowe dane psują cudowny mit Trójkąta Bermudzkiego.

Według nich na tym obszarze nie dochodzi do liczby zaginięć większej niż w innych rejonach Atlantyku, co więcej, niektóre zaginięcia na obszarze Trójkąta Bermudzkiego są uznawane za podkoloryzowane czy zmyślone, tak jak zaginięcie statku Rosalie w 1840 roku – pierwsze z przypisywanych Trójkątowi Bermudzkiemu.

Po podróży do źródeł okazuje się, że ten francuski statek-widmo nie istniał w oficjalnych dokumentacjach, a jedynie w jednej notce prasowej z London Times. Historia o Rosalie mogła powstać na bazie historii o opuszczonym statku Rossini. Sęk w tym, że załoga Rossini była cała i zdrowa…

Współcześnie mediom zdarza się mówić o nieprawdziwych wydarzeniach, ale opisanych z takim przekonaniem, jakby były realne, więc cóż stoi na przeszkodzie, aby na podstawie krótkiej notatki w prasie powstał mit żywy już prawie 200 lat?

Trójkąta Bermudzkiego nie wystraszył się Aleksander Doba, który przepłynął wszerz Ocean Atlantycki.

Odważny i ambitny kajakarz na tym obszarze miał problemy: krążył w kółko przez 40 dób, nie mógł wypłynąć z Trójkąta przez silne wiatry z południa i na domiar złego miał problemy ze sterem. Jak sam mówił – na szczęście miał akumulator na dobrą energię.

Nie tylko Trójkąt Bermudzki kryje tajemnice zaginionych statków i nie jest jedynym Trójkątem Bermudzkim na świecie.

Janosik zaginął w cieśninie Skagerrak czy zlikwidowali go przemytnicy?

Rodzinom osób zaginionych było trudno zachować spokój w obliczu braku wiadomości o okolicznościach, w jakich zniknęli ich bliscy (prawdopodobnie podczas sztormu w cieśninie Skagerrak w 1975 roku), kiedy żywi oczerniali zaginionych – może przypadkowo – co rusz innymi hipotezami, o których pisze Michał Lipka w artykule na historia.trójmiasto.pl.

I tak zaginiona załoga polskiego jachtu Janosik pośmiertnie była podejrzewana o przemyt (w związku z kontrabandą mieli ich zamordować inni przemytnicy), a także o szpiegostwo; zmiana kliszy – i mówiono, że zaginieni uznani za zmarłych tak naprawdę mają się dobrze, tylko na Zachodzie, bo jeśli ktoś nagle ucieka, to robi takie wrażenie, jakby zaginął; jeśli jednak nie uciekli, a nieszczęśliwie wybrali się na dno podczas sztormu, mogli zostać staranowani (winowajców nie obstawiono) lub… byli sami sobie winni wskutek popełnionych błędów. Jednym z ciekawych tropów był też list duńskiego obywatela, który kilka dni po zaginięciu statku przewoził grupę polskich autostopowiczów. Izbę Morską oskarżano w odwołaniu o niewyjaśnienie treści tego listu.

Do dzisiaj nie odkryto ani przyczyny zaginięcia Janosika, ani nie odnaleziono wraku jachtu. Zostało po nim tylko koło ratunkowe, znalezione przez norweski kuter rybacki 1,5 roku po zaginięciu. Niestety im nikt nie był w stanie go rzucić…

Wędrująca śmierć koło przeklętych wód i Trójkąt Bermudzki po polsku

Trójkąt Bermudzki nie jest osamotniony w swoich działaniach, bowiem ma rodzeństwo, które też zajmuje się niecnym procederem pochłaniania statków. Wyjątkiem jest polski Trójkąt Bermudzki – i nie mówimy tu o wrocławskiej dzielnicy, a o ul. Strażackiej w Karpaczu, która bawi się… iluzją optyczną i cofa zaparkowane pojazdy (z wygaszonym silnikiem) do góry, a nie do dołu… A przynajmniej tak to wygląda, bowiem pojazdy cofają się zgodnie z rzeczywistym spadkiem.

Na szczęście autokary i samochody nie giną bez śladu jak bombowce radzieckie i amerykańskie nad Morzem Czarnym, na obszarze, który jest nazywany Wędrującą Śmiercią bądź Przeklętymi Wodami; Przeklęte Wody nie próżnowały już w XIII wieku, kiedy porywały nie tylko śmiałków, którzy odważyli się na nie wypłynąć, ale też stada ptaków, przygotowując się do pochłaniania większych obiektów latających kilkaset lat później.

Zaginąć może także… platforma wiertnicza z 80 robotnikami. Na lądzie przestano odbierać meldunki od pracowników poszukujących ropy naftowej. Poszukiwania zakończyły się nie do końca satysfakcjonującym rozwiązaniem, bowiem platformę odnaleziono aż 50 km dalej niż jej pierwotne umiejscowienie – oczywiście bez żywego ducha.

Sylwester w Trójkącie Bermudzkim nie został wyjaśniony mimo odzyskanego wraku po 90 latach… Czy to prawda?

Kiedy 31 grudnia 1925 roku niektórzy z radością oczekiwali nowy rok, drudzy – z lekkim smutkiem żegnali stary, inni uznali oficjalnie statek towarowy Cotopaxi za zaginiony – po 30 dniach od momentu nadania przez kapitana statku alarmującego komunikatu o nabieraniu przez Cotopaxi wody. Potem kontakt z załogą się urwał.

Minęło 90 lat i kubańskie służby przybrzeżne spostrzegły niezidentyfikowany statek w zmilitaryzowanej strefie, co oczywiście postawiło wszystkich na nogi. Nikt z załogi nie dawał znaku życia, co wyjaśniło się, kiedy Kubańczycy podpłynęli do znaleziska. Statek był opustoszały, a gdyby wokół unosiła się gęsta mgła, można by go uznać za straszny statek-widmo, podniszczony, zardzewiały, do którego nikt dobrowolnie nie chciałby się zbliżyć.

Żadnego znaku życia, żadnych szkieletów – tylko dziennik pokładowy W. J. Meyera, kapitana, który – prawie wiek temu z duszą na ramieniu skrobał notatki z podróży w dzienniku – obserwował, jak jego statek nabiera wody… O ile dziennik pozwolił na identyfikację statku, o tyle nie wyjaśnił, co się stało z 33 osobową załogą.

Ironią losu jest jednak fakt, że pierwotnie statek miał dostarczyć ponad 2 tysiące ton węgla na Hawanę – i prawie że dokończył swoją misję…

Brzmi ekscytująco, jednak to zmyślona historia.

Tobie nie grozi Trójkąt Bermudzki, ale…

Masz łódź? Pewnie nie dopłynie do Trójkąta Bermudzkiego, ale bardziej prawdopodobne jest jej zaginięcie bez śladu wskutek kradzieży. Złodziej nie musi pochodzić z Trójkąta (tutaj wrocławianie uśmiechają się porozumiewawczo), aby mieć apetyt na Twój jacht, żaglówkę czy motorówkę, ale może mieć z nim jedną wspólną cechę – przez niego Twoja łódź może zaginąć bez wyjaśnienia.

Kradzieże motorówek nad mazurskimi jeziorami są nazywane przez media wręcz corocznie powtarzającą się plagą, zwłaszcza w letnim sezonie urlopowym, chociaż złodzieje nie próżnują także w innych porach roku. Na kradzieże jachtów, motorówek i małych łódek mają różne metody:

  • wypożyczanie sprzętu na fałszywe dokumenty,
  • przemalowanie kradzionych łodzi,
  • korzystanie z okazji, kiedy łódź jest trzymana na suchym lądzie – niestrzeżonej przyczepie,
  • polowanie na łodzie zimujące w hangarach.

Innych kuszą tylko silniki oraz inne elementy wyposażenia jachtu, dlatego albo ogołacają go na miejscu pod osłoną nocy, albo dryfują w bezpieczne miejsce – i tam dokonują rozbioru.

Na szczęście istnieją relatywnie niedrogie sprzęty, które minimalizują ryzyko genialnej – bo nie pozostawiającej śladów i świadków – kradzieży. Nie musisz ich daleko szukać, bowiem są dostępne w naszej kategorii Lokalizatory GPS.

Dzięki lokalizatorowi do łodzi odetniesz jej paliwo i włączysz syrenę

Lokalizator do łodzi GMT100 został zaprojektowany zarówno dla przedsiębiorców działających w branży transportu morskiego, właścicieli wypożyczalni jachtów, żaglówek i motorówek, jak i właścicieli prywatnych łodzi, którzy chcą zminimalizować ryzyko ich bezpowrotnej kradzieży.

Lokalizatora GPS do łodzi używają:

  • wodne firmy spedycyjne,
  • taksówki wodne,
  • posiadacze zabytkowych łodzi,
  • przedsiębiorcy kontrolujący pracowników,
  • właściciele jachtów, motorówek, żaglówek itp.

Dzięki lokalizatorowi do łodzi zlokalizujesz ją z dokładnością nawet do 5 metrów dzięki modułowi GPS u-Blox. Lokalizator obsługuje funkcję geofencing, dzięki której ustawisz dla swojej łodzi tzw. bezpieczną strefę – po przekroczeniu wyznaczonych granic otrzymasz alarmowego SMS-a. W przypadku firm liczy się nie tylko zapobieganie kradzieży, ale też monitorowanie pracowników przez obserwowanie lokalizacji łodzi.

Tą samą prostą i szybką drogą komunikacji:

  • odetniesz dopływ paliwa,
  • wyłączysz całkowicie zasilanie,
  • uruchomisz syrenę alarmową.

Wystarczy tylko jeden SMS, aby unieruchomić łódź i zaskoczyć złodzieja przyłapanego na gorącym uczynku. Lokalizator pracuje w zakresie temperatur od -20°C do 80°C, a w trybie czuwania – nawet do 330 godzin. Kiedy jest podłączony do instalacji elektrycznej, jego czas pracy jest nieograniczony.

Kiedy znasz już lokalizację łodzi, możesz podać ją policji, aby szybciej dla Ciebie ją odnalazła – i miała większe szanse na złapanie przestępcy. Poza tym pozostaje Ci życzyć tylko takich złodziei, jakich opisują użytkownicy forum żeglarskiego

error: Treści są zabezpieczone!