W słynnym mieszkaniu przy Baker Street zjawia się Helen. Kobieta jest dziedziczką wielkiego majątku po matce, którego ta dorobiła się w Indiach, i obecnie zamieszkuje w rezydencji swojego ojczyma. Opowiada o swojej siostrze, która zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Umierając na rękach Helen, powiedziała jej o dziwnych metalicznych dźwiękach, które słyszała tuż przed śmiercią, a ostatnimi słowami, jakie wymówiła, były „cętkowana przepaska”.
Helen również słyszała takie dźwięki ubiegłej nocy, dlatego przerażona zjawiła się u najsłynniejszego detektywa w całej Anglii. Holmes zaciąga się fajką i przygląda się kobiecie z zaciekawieniem – interesują go tylko wyjątkowe sprawy.
Sherlock czy Jerome?
Jesteśmy więc na Baker Street 221B. W mieszkaniu, które pod koniec XIX wieku wynajmują Holmes i dr Watson, a które sto lat później będzie miejscem kultowym dla fanów detektywa, zamienionym w jego muzeum.
Siedzimy obok dżentelmenów i przyglądamy się, jak rozpoczyna się śledztwo. Ale gdzie właściwie jesteśmy? Ta odpowiedź jest akurat prosta – w umyśle Arthura Conana Doyle’a, twórcy przygód o Sherlocku, którego ulokował w nieistniejącym mieszkaniu – prawdziwe muzeum Holmesa znajdzie się kilkadziesiąt lat później, owszem, na Baker Street, ale pomiędzy numerami 237 i 241. Czy w takim razie prawdziwy Sherlock nie istnieje i właśnie siedzimy obok zwykłego wytworu wyobraźni pisarza?
Otóż nie! Przynajmniej w dużym stopniu. W czasie, kiedy Doyle tworzy swoje pierwsze opowiadania o Holmesie, czyli w okolicach 1880 roku, w całej Anglii znany jest niezwykle błyskotliwy policjant, potrafiący rozwiązywać najbardziej skomplikowane sprawy kryminalne.
Jerome Caminada nie działa co prawda w Londynie, tylko w Manchesterze, ale jego sława bez wątpienia dociera do pisarza i staje się dla niego bardzo mocną inspiracją. Siedzimy więc obok Caminady, chociaż jego Baker Street 221B mieści się w… ostatniej ławie kościoła, gdzie spotyka się ze swoimi informatorami z siatki przestępczej. To tutaj sprawy często się zaczynają lub nabierają tempa. Przyjrzyjmy się zatem Jerome’owi z wnikliwością godną Sherlocka.
Prawdziwy Sherlock Holmes
Jerome Caminada jest pewny siebie, nieco arogancki i skupiony na prowadzonych śledztwach do tego stopnia, że stają się jego obsesją. Większość informacji na temat podejrzanych zdobywa z wnikliwych obserwacji szczegółów, których nikt inny nie jest w stanie nawet zauważyć, a co dopiero złożyć w logiczną całość.
Często zmienia oblicze, żeby zdobyć czyjeś zaufanie lub dostać się w wybrane miejsce. Ochoczo i bez skrupułów flirtuje z kobietami tylko po to, żeby te – niczego nieświadome – wyjawiały mu wszystkie sekrety. Jedną z nich jest pewna bogata dama, z którą Caminada związuje się wyjątkowo blisko. Owa dama na stronach powieści Doyle’a nazywa się Irene Adler – jedyna miłość Sherlocka.
Cały wachlarz swoich metod Caminada wykorzystuje w czasie wieloletniego śledztwa przeciwko Fenianom – tajnej organizacji, w której skład wchodzą irlandzcy nacjonaliści brutalnie walczący o niepodległość swojego kraju. Caminada ściga ich przez pół Europy – wtapiając się pomiędzy nich i docierając do coraz wyżej postawionych członków. Pewnego razu w domu jednego z nich wchodzi do gabinetu gospodarza i zauważa zapisek o francuskim adresie jednego z szefów organizacji – adres odczytany jedynie z odciśniętego odbicia na podkładce na biurku.
Prawdziwy James Moriarty
Jednak utrapieniem Caminady nie jest cała organizacja, ale jeden człowiek – jego własny James Moriarty, który w rzeczywistości Jerome’a nazywa się Bob Horridge – złodziej i włamywacz, którego z czasem zaczyna obawiać się cały Manchester.
Odkąd Caminada złapał go w 1870 roku za kradzież zegarka, Horridge poprzysiągł mu zemstę i przez kolejne 17 lat obaj panowie ścigają się na śmierć i życie. W końcu w 1887 roku Horridge popełnia przestępstwo poważniejsze niż zwykłe włamanie – zabija dwóch policjantów. Sprawa trafia w ręce Caminady, który podąża jego tropem aż do Liverpoolu.
Finalną areną pojedynku obu wrogów są liverpoolskie doki. Jerome już z daleka rozpoznaje przeciwnika po jego charakterystycznym sposobie chodzenia. Podchodzi do niego, przystawia mu broń do głowy i spokojnym głosem mówi: „Cześć Bob, jak się masz?”. Bob jednak ma się nieźle i szybko sięga po swój pistolet.
Zaczyna się szamotanina, a jedna z broni może wystrzelić w każdym momencie. Caminada tymczasem jest nie tylko sprytnym obserwatorem rzeczywistości, ale też świetnie radzi sobie w walce wręcz. Obezwładnia Horridge’a i mówi: „Wszystko co zrobiłeś, pójdzie siedzieć razem z tobą”.
Zakończenie walki z wieloletnim przeciwnikiem odbija się szerokim echem w całej Anglii, umieszczając Caminadę na pierwszych stronach gazet, ale – jak miało się okazać – najciekawsza sprawa była dopiero przed nim.
Toksyczna taksówka
Chłodna, lutowa noc 1889 roku. Kierowca dorożki nie wie, o czym rozmawiają dwaj mężczyźni siedzący z tyłu jego pojazdu – nie widzi ich i nie słyszy – są oddzieleni czarną przegrodą. Przy katedrze w Manchesterze nie ma nikogo. Miasto śpi. Mija godzina, w czasie której nic się nie dzieje – zmarznięty kierowca zaczyna się niecierpliwić, wychodzi z pojazdu i otwiera drzwi. Zamiera – na siedzeniu leży niejaki John Fletcher – martwy.
Na miejscu morderstwa zjawia się Caminada. Fletcher nie został ani pobity ani uduszony. Co w takim razie wydarzyło się w dorożce?
Policja podejrzewa, że John – znany ze swojego alkoholizmu – w końcu przeholował i zapił się na śmierć. Jednak taka wersja wydarzeń nie pasuje Caminadzie. Okazuje się, że w organizmie ofiary znaleziono trującą substancję – wodzian chloru, która była przyczyną jego zgonu.
Jerome ma wręcz encyklopedyczną wiedzę na temat chemikaliów – od razu kojarzy, że środek ten jest często wykorzystywany w nielegalnych walkach bokserskich – oszuści dodają go do wody, którą przeciwnik przemywa usta w czasie przerwy.
W taki sposób Caminada trafia na trop jednego ze starych wyjadaczy w tym półświatku, który znany jest pod ksywką „Pig Jack”. Leciwy człowiek nie pasuje jednak do opisu sprawcy, którym – według dorożkarza – bez wątpienia był ktoś młody.
Wszystko zostaje w rodzinie – Caminada dociera do syna „Pig Jacka”, który odpiera zarzuty, mówiąc, że tamtej nocy był w Liverpoolu, więc nie mógł popełnić przestępstwa przy katedrze w Manchesterze. Tymi słowami jednak tylko podcina gałąź, na której siedzi – bo Jerome sprawdza, że właśnie wtedy z liverpoolskiej apteki skradziono butelkę wodzianu chloru. I wszystko jasne. A rozwiązując tę sprawę w tak błyskotliwy sposób, Caminda staje się bohaterem narodowym.
Pomiędzy książką a rzeczywistością
Siedzimy w ostatniej ławie kościoła w Manchesterze… a raczej w wygodnym fotelu w londyńskim mieszkaniu przy Baker Street 221B. Holmes przygląda się przerażonej kobiecie, która właśnie opowiedziała mu o śmierci swojej siostry.
Sherlock zjawia się w jej posiadłości i zachowuje spokój, kiedy jej ojczym próbuje go wyrzucić z domu. Zachowanie mężczyzny podsuwa mu pomysł bliższego przyjrzenia się testamentowi jego zmarłej żony – pani Stoner. Tam znajduje odpowiedź – według dokumentu, jeżeli któraś z córek wyjdzie za mąż, pan Roylott straci olbrzymią część majątku. Pozostaje tylko pytanie, czym są tajemnicze odgłosy i „cętkowana przepaska”?
Holmes aranżuje więc eksperyment – po raz drugi zjawia się w domu pani Stoner i razem z Watsonem zamierza spędzić noc w pokoju Helen. Tym razem nie ma gospodarza, więc panowie mogą spokojnie rozejrzeć się po pomieszczeniach – w pokoju siostry nie działa dzwonek, a wentylator prowadzi do sąsiedniego pomieszczenia, w którym znajduje się jedynie metalowa skrzynka.
Noc w pokoju Helen przebiega spokojnie do momentu, gdy detektywi zaczynają słyszeć syczący dźwięk wentylatora. Wtedy Holmes szybko uderza w przygotowany wcześniej dzwonek, a chwilę później w całym domu rozlega się krzyk pana Roylotta. Sherlock i Watson wbiegają do jego pokoju – mężczyzna siedzi martwy na krześle, a na jego głowie wije się wąż – którą Holmes rozpoznaje jako jedną z najbardziej trujących żmii na świecie – cętkowaną.
Być jak Sherlock Holmes
Jerome Caminada umarł w 1914 roku – w tym samym roku, w którym rozgrywa się akcja jednego z ostatnich opowiadań o przygodach Holmesa napisana przez Arthura Doyle’a.
Tak jak Caminada stał się inspiracją dla Holmesa, tak Holmes stał się inspiracją dla całych pokoleń detektywów. W taki sposób najpierw życie opowiedziało zachwycającą historię opisaną na kartach powieści Dolye’a, która szybko zaczęła żyć własnym życiem już w rzeczywistym świecie.
Obecnie detektyw może liczyć na wszędobylskie kamery, wnikliwe badania laboratoryjne czy iście szpiegowskie gadżety. Nic jednak nie zastąpi bystrości umysłu detektywa, który w połączeniu z technologią jeszcze szybciej dociera do prawdy.
My wiemy o tym najlepiej – od wielu lat oferujemy usługi detektywistyczne, które cieszą się uznaniem klientów. Chcesz poznać naszego Sherlocka Holmesa?
Super sprawa! Powinno się o tym częściej mówić! Nawet nie wiedziałem, że Arthur C. Doyle się kimś inspirował! Zdecydowanie za mało mówi się o tak interesujących rzeczach!
Prawdziwy Sherlock? Nikt nigdy nie zastąpi prawdziwego bohatera książek Arthura Conana Doyle’a! Jednak czytając ten artykuł mam lekkie motylki w brzuchu na myśl, że naprawdę istniał ktoś kto mógł stać się inspiracją dla autora.
Świetny artykuł! Jestem wielką fanką Sherlock’a, a nie sądziłam, że istniał ktoś taki jak Jerome Caminada. Super!
Każdy artysta czerpie skądś inspirację. Arthur Conan Doyle widzimy też miał swoją muzę, która natchnęła go do stworzenia tylu cudownych dzieł, które po dziś dzień zapierają dech w piersiach!
Opowiadania Arthura C. Doyle’a nabierają teraz jeszcze większej tajemniczości i pikanterii, kiedy wiemy, że ktoś był inspiracją dla postaci Sherlocka!
Nie sądziłem, że może być ktoś tak niesamowity jak Sherlock. Będę musiał zagłębić się w ten temat. Niezwykle ciekawa i interesująca historia. Wow!
Słyszałam już kiedyś jakieś plotki o prawdziwym Sherlocku, jednak nigdy nie mogłam znaleźć o tym większej ilości informacji. Niezmiernie się cieszę, że trafiłam na ten artykuł!
Mieszkam w Manchesterze i aż mam ciarki na myśl, że po tych samych ulicach kiedyś chodziła żywa inspiracja dla samego Arthur C. Doyle’a!