Najokrutniejsze eksperymenty na ludziach. Oto japońska Jednostka 731

Czarnobiały kolaż, na pierwszym planie widoczny dowódca Oddziału Shiro Ishii. W tle członkowie jednostki w kitlach, drut kolczasty i plan kompleksu.

Operacje na żywych jeńcach, odmrażanie kończyn, testowanie broni, infekowanie różnego rodzaju wirusami, wycinanie organów – to tylko mała część koszmaru, który rozgrywał się w Chinach w latach 30. i 40. XX w. Tych najokrutniejszych eksperymentów na ludziach dopuściła się słynna japońska Jednostka 731. Poznaj jej przerażającą historię!

Ostrzeżenie: artykuł porusza temat brutalnych eksperymentów medycznych i tortur na żywych ludziach. Jeśli takie tematy wywołują w Tobie niepokój, zrezygnuj z czytania dalszej części.

Oddział 731 – doświadczenia na ludziach w najgorszym wydaniu

Gdyby spytać dużą grupę osób o najstraszniejsze testy medyczne na ludziach, wiele z nich z pewnością wskazałoby na wykonywane przez dr Josefa Mengele eksperymenty w Auschwitz. Te jednak, z całym swoim okrucieństwem, wydają się być niczym w porównaniu do koszmarnych praktyk wykonywanych przez niesławną japońską Jednostkę 731. To jeden z najbardziej brutalnych przykładów na zbrodnie wojenne w historii. 

Szwadron powstał w 1935 r.. Otrzymał, niewzbudzającą podejrzeń, nazwę “oddziału do zapobiegania epidemii i oczyszczania wody Armii Kwantuńskiej”. “Laboratorium diabła”, jak zwykło się potocznie mówić o budynkach więziennych, mieściło się w Mandżurii – krainie w północno-wschodnich Chinach. 

Głównym zadaniem Oddziału 731 było gromadzenie informacji nt. działania broni biologicznej oraz jej wpływu na organizm. Zdobywano je poprzez koszmarne eksperymenty na ludziach, które z biegiem czasu znacznie wykroczyły poza swój pierwotny cel. 

Doświadczenia przeprowadzano głównie na pojmanych Chińczykach, Mandżurach, Koreańczykach oraz Rosjanach – ludności zamieszkującej tereny w okolicach placówki. Zdarzało się również, że do upiornych działań wykorzystywano jeńców wojennych z USA.

Na zdjęciu widoczny główny budynek kompleksu Jednostki 731, obecnie muzeum. W dwóch mniejszych ilustracjach pozostałości obozu.

Shiro Ishii – diabelski komendant oddziału

Przez większość istnienia japońskiej Jednostki 731 dowodził nią dr Shiro Ishii. Nie tylko nadzorował on jej działanie, ale i nieraz sam decydował o wykonywaniu poszczególnych eksperymentów. Do historii przeszły jego słynne słowa:

„Misją od Boga dla każdego medyka jest zatrzymywanie choroby i jej eliminacja.
Zadanie, nad którym będziemy tu [w jednostce] pracować, jest całkowitą odwrotnością tej reguły”
– komendant Jednostki 731 Shiro Ishii.

Lekarz i mikrobiolog wpadał na coraz bardziej potworne pomysły – wszystko pod przykrywką “dobra nauki”. Każde jego działanie miało poparcie Najwyższej Rady Wojennej. Ishii cieszył się dużym uznaniem w kręgach. W młodości podróżował po Europie, gdzie zainteresował się tematyką broni biologicznej. Jego testy na żywych organizmach miały zapewnić Japończykom przewagę na froncie. 

Ostatecznie po wojnie nie został skazany i wiódł spokojne życie. Zmarł w 1959 r.

Najokrutniejsze eksperymenty na ludziach

Obóz Oddziału 731 składał się z wielu laboratoriów, poligonów, baraków i pomieszczeń do kremacji ciał. Rozległy teren otoczony był wysokimi murami z drutami kolczastymi. Ucieczka nie wchodziła w grę, a każdego więźnia czekał jeden los – bolesna śmierć w koszmarnych okolicznościach.

Japończycy traktowali ich przedmiotowo, bezosobowo. Nazywali ich “kłodami” (jap. maruta), aby wyzbyć się wobec nich wszelkich ludzkich odczuć. Jeńcy byli mięsem armatnim. Żywymi manekinami, które miały dać odpowiedź na wiele, często dziwacznych, medycznych pytań.

Najstraszniejsze eksperymenty wykonywane przez Jednostkę 731 na żywych ludziach:

  • wiwisekcje (operacje bez znieczulenia),
  • amputacje kończyn i przyszywanie ich w inne miejsca,
  • gwałty na kobietach i późniejsze aborcje w różnych etapach ciąży,
  • wycinanie organów,
  • zarażanie śmiercionośnymi wirusami i bakteriami,
  • testowanie broni (granatów, bomb biologicznych, miotaczy ognia, gazów bojowych),
  • rażenie prądem,
  • wstrzykiwanie końskiej uryny oraz powietrza do nerek i żył,
  • zamykanie w komorach próżniowych.

Japońskie eksperymenty na ludziach nie ograniczały się jedynie do powyższych. Często przedmiotem tortur byli nie tylko dorośli więźniowie, ale nawet i dzieci. 

“Pozostawiano ludzi na 40-stopniowym mrozie, aby ich kończyny uległy odmrożeniu (dopóki przy uderzeniu »nie wydawały odgłosu podobnego do dźwięku uderzenia deski«), a potem próbowano je na różne sposoby rozmrażać” – opisuje portal ciekawostkihistoryczne.pl.

Medycy szwadronu przyznawali po latach, że w późniejszym etapie wiele z doświadczeń wykonywali z czystej ciekawości:

“Niektóre eksperymenty nie miały nic wspólnego z rozwojem biologii ani medycyny. Istnieje coś takiego jak zawodowa ciekawość: »Co by się stało, gdybyśmy zrobili to i to?«. Jakiemu celowi medycznemu służyło wykonywanie i badanie dekapitacji? Żadnemu. To była po prostu zabawa. Profesjonaliści również lubią się bawić – profesor Yonezo Nakagawa (książka “Japan’s Infamous Unit 731: First-hand Accounts of Japan’s Wartime Human Experimentation Program”).

Według szacunków liczba ofiar japońskiej Jednostki 731 mogła wynosić ok. 20 tys. Jeśli jednak doliczymy do tego zgony spowodowane działaniami przetestowanej na więźniach broni biologicznej, całkowita liczba może wzrosnąć nawet do 300 tys. osób.

Infografika przedstawiająca najważniejsze fakty dotyczące japońskiej Jednostki 731.

Japońska Jednostka 731 uniknęła sprawiedliwości

Najstraszniejsze doświadczenia na ludziach w historii nie zrobiły wrażenia na amerykańskich dowódcach wojskowych, pod których osąd trafili Japończycy po 1945 r. Niemal każdy z członków oddziału otrzymał pewnego rodzaju immunitet. Stanowił on, że jeśli Azjaci dobrowolnie podzielą się z Amerykanami wynikami eksperymentów i informacjami nt. swoich działań, wówczas nie spotka ich kara.

Japońskie eksperymenty dobiegły końca po zbombardowaniu Hiroszimy i Nagasaki. Naukowcy pozostawali anonimowi, niektórzy z nich piastowali później wysokie stanowiska rządowe. I choć nieoficjalnie wieści nt. koszmarnych doświadczeń przewijały się w dyskursie publicznym od razu po wojnie, rząd w Tokio przyznał się do nich dopiero w latach 80.

Do tamtego momentu zwykli obywatele Kraju Kwitnącej Wiśni byli przekonani, że plotki o tragicznych wydarzeniach z Mandżurii, są tylko antyjapońską propagandą.

– “Mój kolega mówił mi: »To coś strasznego«. Odpowiadałem: »Taka już jest wojna«. Ja mordowałem ludzi dla ojczyzny, dla cesarza. Wtedy tak właśnie myślałem” – wspominał po latach jeden z higienistów.

Michał Nieckarz
Pisanie to nie tylko moje hobby, ale i pomysł na przyszłość. Tworząc teksty, poszerzam swoją wiedzę i świetnie się bawię. Kocham sport, czytam dużo książek i nie lubię opóźnionych pociągów. Uważam też, że Marcin Prokop powinien mieć swój talk-show - oglądałbym.
error: Treści są zabezpieczone!